Anhelli Anhelli
647
BLOG

Battlestar Galactica: All Along The Watchtower!

Anhelli Anhelli Kultura Obserwuj notkę 5

 

Jak z wieloma innymi obrazami (filmami, serialami, książkami etc...), które są bliskie mojemu sercu, podobnie w przypadku serialu - Battlestar Galactica (opartemu na pierwowzorze z końca lat 70'), po raz enty doświadczyłam pewnego rodzaju deja vu; a mianowicie, doszłam do pewnej wiedzy czy też spostrzeżeń, po czym ni stąd ni zowąd, usłyszałam i obejrzałam pierwsze dwa odcinki tego wspaniałego serialu, w którym pewne moje spostrzeżenia nabrały kształtu. Cieszy mnie niesamowicie, że nie tylko ja mam taką dziką wyobraźnię i wyczucie powiązań kulturowych. Smuci jednak to, że kiedy wychwala się pod niebiosa takie obrazy jak LOST, który był bezsensowny, z miernym zakończeniem, z równie płytkim przesłaniem i beznadziejną grą aktorską, o obrazach takich jak BSG czy Carnivale niewiele się mówi na co dzień. Są niepoprawne politycznie? A może po prostu zmuszają człowieka do zastanowienia nad sensem istnienia i naszej w nim roli, która wcale nie jest tak jednoznaczna jak kreślą to mędrkujący wierni setek - tyle samo wartych - religii na coraz ciaśniejszej Błękitnej Planecie. Hm?
 
 
Dawno, dawno temu... Aż chciałoby się rzec, tyle że to nie ta bajka i nie mam wcale na myśli faktu, że serial ów nie nawiązuje w żaden sposób do Gwiezdnych Wojen, czy jakiejkolwiek innej papki o zielonych ludkach i wojujących z nimi naukowcach-wojownikach, lecz to, że dla wielu spośród tych, którzy go obejrzeli, osadzenie tej historii w jakimś konkretnym miejscu i czasie wydaje się zagadkowe, niepokojące a może i szokujące. Od tysięcy lat ludzkość zamieszkuje liczne planety noszące nazwy Znaków Zodiaku, przez co ludzie ci zwą siebie wolnymi obywatelami 12 Kolonii. Stolica ich wspaniałej, wysoko rozwiniętej Cywilizacji mieści się na jednej z tychże planet, zwanej - Caprica (domyślam się, że chodzi o Koziorożca; wszystkim bowiem wiadomo, że nikt tak nie dąży do zajęcia najwyższych stanowisk i zdobycia każdej z nagród, jak chory na przyrost ambicji Koziorożec). Ale świat ten tylko z pozoru jest idealny.
 
 
Dokładnie czterdzieści lat wcześniej, ludzkość zakończyła krwawą wojnę z tzw. Cylonami - maszynami (cyborgami), których sama stworzyła. Mieli Oni służyć ludziom do pomocy w tych zadaniach, do których nikt poza nimi nie miał odwagi się zabrać, a przy tym nieraz byli wykorzystywani, ogólnie - pogardzani, wyszydzani. Nic więc dziwnego, że pewnego dnia się zbuntowali. Ludzie w swej ograniczoności (czyż nie jest tak i dzisiaj?) nie wzięli pod uwagę jednej istotnej rzeczy a mianowicie, że Cyloni wyewoluują, wytworzą własny rodzaj inteligencji, ba, przerosną nawet własnych Ojców. Kiedy nagle ogłosili rozejm, ludzie zmęczeni wojną przyjęli to za wyraz słabości i zaczęli rozkoszować się wygraną, zaś Cylonie - zniknęli dziś w bezmiarze kosmosu. Ale dokładnie 40 lat później, postanowili wrócić. Coś się zmieniło? Oni się zmienili, nadszedł czas zapłaty.
 

Battlestar Galactica (Gwiazda Bojowa) to przestarzały okręt wojenny, wysłużony, pamiętający poprzednią wojnę, który miał trafić do Muzeum Floty Dwunastu Kolonii. Na ten dzień przewidziano wielką fetę. Na jego pokładzie jak i w pobliżu miało się zjawić wiele ważnych osobistości, zaś ceremonię upamiętniającą bitwy w których brała udział Galactica miał poprowadzić nie kto inny, jak ostatni - wciąż służący w armii - komandor William "Husker" Adama. Wtedy jednak doszło do ataku Cylonów. Uderzają oni ze wszystkich stron, na każdej z planet. Rozpoczyna się bombardowanie nuklearne Capriki oraz pozostałych 11 planet; garstka ludzi, która uchodzi z życiem z tej straszliwej hekatomby ląduje na Galactice lub pomniejszych jednostkach cywilnych, które odtąd będą zdane wyłącznie na sprawną ocenę sytuacji komandora - gdyż nie ostał się ani jeden statek bojowy z floty, tylko ten najstarszy. Ważne jest również to, że aby przetrwać w walce z Cylonami należało posiadać minimum elektroniki (cyberprzestrzeni), aby "blaszaki" nie zainfekowały statku swoim wirusem, unieruchamiając jednostkę. Nic więc dziwnego, że przetrwała wyłącznie Galactica; najstarszy typ statku jeszcze na chodzie, który nie miał takich udogodnień technologicznych.

To jednak niewielkie pocieszenie dla ludzi, którzy jako gatunek w ciągu niespełna godziny z paru milionów obracają się w niecałe 50 tysięcy. A wszystko przez jednego człowieka... Gaiusa Baltara. On to, jako pierwszy, poznał ogrom ewolucji jaką przeszli Cyloni. Uwiedziony przez zmysłową blondynkę o ujmującym spojrzeniu na rzeczywistość, dopiero w dniu zagłady dowiaduje się prawdy, że była ona - Cylonem.
 
 
 
Cyloni przechytrzyli swych stwórców, tworząc własne dzieci. Ludzkie modele* - dokładnie 12 typów - z których każdy ma niezliczoną ilość kopii o dokładnie takim samym wyglądzie, stają się dla ludzi ostatecznym ciosem, karą za pychę i wzgardę, i okrutną Nemezis, której cień wlecze się za nimi przez kolejne miesiące i lata ucieczki przez kosmos. Jedynym sposobem, aby umknąć przed Cylonami jest co pewien czas dokonywać skoku w nad- czy pod- - cholera wie - przestrzeń, wyłaniając się w innej galaktyce, licząc po cichu na to, że Cyloni w końcu dadzą sobie spokój i przestaną ich ścigać.


Ale Cyloni mają swój własny cel i bynajmniej nie jest on materialny. Nawet jeśli zabije się któregoś z nich, jego świadomość budzi się na statku Cylonów w nowym ciele, pamiętając wszystko, co spotkało go dotychczas. A więc w pewnym sensie, Cyloni są nieśmiertelni. W tym miejscu ścierają się ze sobą dwie różne religie. Ludzie wierzą w wielu bogów a więc w: Zeusa, Herę, Atenę, etc... Inaczej mówiąc są to dzieci klasycznego, hellenistycznego świata, czczącego władców Kobolu (mowa o planecie, na której znajduje się święta góra - czyżby Olimp? - i grobowce Ateny, z ważnymi wskazówkami dla ludzi). Dojść do tego można bardzo łatwo, gdyż przewodząca uchodźcami z 12 Kolonii pani prezydent, śmiertelnie chora Laura Roslin, zaczyna mieć wizje, z których dowiaduje się, że jej życiową misją jest odnaleźć mityczną 13 Kolonię, zwaną - Ziemią.


Od siebie dodam, bo nie wiem czy ktoś prócz mnie miał podobne skojarzenia, że historia ta mówi o ludziach - czczących greckich bogów; żyli Oni kiedyś na Ziemi, ale przed tysiącami lat opuścili ją raz na zawsze. Dotarli na planetę Kobol, ale i stamtąd bogowie ich przegnali. W ten sposób stworzyli Nowy Świat na 12 planetach zodiakalnych. W obliczu nieuchronnej zagłady ludzkiego gatunku, jedynym słusznym posunięciem z ich strony jest szukać Ziemi, ale nie wszyscy z początku wierzą w jej istnienie. Moje skojarzenia wiodły mnie 10 tyś lat do tyłu a nie w daleką przyszłość, o jakiej prawią na różnych forach, wskazując podobieństwo tego wędrującego ludu do mitycznych Atlantów. Ale wierzcie mi, przez te cztery sezony wiele razy dodawałam w duchu kolejne niestworzone pomysły, które w istocie okazały się niczym w porównaniu z wyobraźnią twórców tego serialu.

 
Cyloni nie boją się śmierci, tak jak nie mają sobie nic - poza nielicznymi wyjątkami - do zarzucenia odnośnie sposobu rozprawiania się z ludźmi. Ale pewność swą czerpią - również - z wiary. Podczas gdy bogowie ludzi są opiekuńczy, raczej milczący, a ich wierni wierzą w moc przeznaczenia, Cyloni wierzą tylko w jednego boga! Jak dla mnie straszne to marnotrawstwo. Znacznie bardziej podobają mi się wizje indyjskie, do których zresztą odnoszą się twórcy serialu już na wstępie, w intro muzycznym (tekst wedyjskich Upaniszad). Biorąc za przykład znane nam religie monoteistyczne, chociażby chrześcijaństwo, skoro ludzie wierzą, że w akcie stwarzania świata przez Boga pomagali mu liczni Aniołowie, to dlaczego by dzisiaj nie czcić także ich imion? Według mnie to całkiem spory nietakt. Im też się coś należy i może właśnie stąd wzięły się wszystkie politeistyczne religie.

 
Może na początku swego istnienia czciliśmy prawdziwych bogów, tych, którzy realnie stwarzali świat, a nie tego, który wyłącznie spijał śmietankę z cudzej pracy. Może tego nie wiecie, ale Elohim w początkowej fazie swego istnienia - podobnie jak cały ten Allah - był zaledwie bożkiem plemiennym. Pojawił się znikąd jak Barack Obama a świat od razu padł przed nim plackiem i do dzisiaj bije pokłony, chociaż ani razu nie uzyskał odeń więcej aniżeli pocieszające słowa: "Wszystko ma jakiś sens", "Przez cierpienie dostaniesz się do nieba", "Nadstawiaj drugi policzek a będziesz prawy i sprawiedliwy" ;] Ya yhmm... I co jeszcze? Właśnie w takiego boga wierzą Cyloni. Czy wy również jesteście blaszakami? A może skrycie marzy się wam eksterminacja ludzkiego gatunku? Bo jak na razie wyznawcom różnych światowych religii idzie wprost wybornie w wyniszczaniu świata i nas samych.
 
 
 
Ale to, co mnie najbardziej zaintrygowało w tej opowieści, to motyw uśpionych agentów cylońskich, którzy żyją pośród zwykłych ludzi nie zdając sobie sprawy, że są Inni. Potrafią jednak kochać a nawet się rozmnażać, jeśli ich partner będzie człowiekiem i odwzajemni ich uczucie. W ten właśnie sposób przez trzy sezony poznajemy siedem głównych ludzkich modeli. Część z nich przemieszała się z ludźmi, ale większość podąża w ślad za Galacticą również szukając Ziemi. W swej chorej wierze sądzą, że to Im jest pisane ją odnaleźć a ludzie - mają wyginąć. Przez cały serial podążamy spójnym, logicznym ciągiem przyczynowo-skutkowym (a nie tak jak w serialu LOST chaotycznie), dowiadując się coraz to więcej o głównych bohaterach sagi; dowództwie, pilotach myśliwców - sekwencje kosmicznych bitew robią wielkie wrażenie; otoczeniu pani prezydent (nowej Pythii, jasnowidzącej, natchnionej przez bogów a zarazem silnej przywódczyni cywilnej floty), oraz o wielu odrębnych bytach w tej historii, której głównym przesłaniem jest to, że historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać! 

Komandor Adama - niczym Zeus (ergo Uranos) i Roslin jako Hera, (lub Gaja) toczą mityczną wojnę z Tytanami (Cyloni); u ich boku wiernie służą:  Lee "Apollo" Adama (syn komandora); Artemida (pilot Kara "Starbuck" Thrace) oraz szef mechaników Galen Tyrol, zakochany w Cylonce Sharon "Boomer" Valerii. Nie zbraknie też Hefajstosa - Saul Tigh o jednym oku i pięknej Afrodyty, jego żony. Dzieje spisane na świętych zwojach ponownie się rozgrywają na oczach ludzi a Oni mogą tylko podążać za wskazówkami bogów. A jeśli ciekawi Was kim jest finałowa Piątka Cylonów (co ogromnie mnie zaskoczyło i zmroziło, zwykle potrafię przewidzieć takie rzeczy a tym razem bach! Nico!); to czy ludziom uda się odnaleźć Ziemię i jaki czeka ich Los; jeśli choć trochę interesuje was mitologia a kosmos nie jawi się wam tylko jako Pustka; jeśli wierzycie tak jak Ja, że z tym światem* jest coś nie tak a władcy nie mówią nam o nim prawdy, serwując bzdurne regułki i dogmaty, to serdecznie polecam Wam serial, który w moim odczuciu jest najlepszym jaki kiedykolwiek nakręcono. Zawiera w sobie wszystko: historię, religię, filozofię oraz świetną fabułę, przeobrażając zwykłe - inne - filmy i seriale S-F, ale i każde inne, w beznadziejną, infantylną ciamciaramcię na którą nie warto tracić czasu. Po sobie wiem, że ledwo obejrzałam Battlestar Galacticę a zbrzydły mi wszystkie inne filmy. Nic nie może się z nim równać - jeśli chodzi o przesłanie. Podobny krok milowy w myśli ludzi dokonał tylko Matrix. I na tym skończę... Póki jeszcze mogę a wy nie oślepliście. Dzięki, że ze mną jesteście :*** :)))
 
Na koniec polecam motyw przewodni ;)
 
 

Zobacz galerię zdjęć:

Anhelli
O mnie Anhelli

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura